Brzmi strasznie, prawda?
Od dawna pojawiają się głosy, że prywatne samochody zostaną kiedyś zakazane i będziemy skazani na transport publiczny oraz różne inne formy współdzielonego transportu. Czy brzmi to realnie? Nie. Wiadomo, utopijne wizje ruchów proekologicznych są głośne i szokują, ale bardzo często znajdziemy w nich sporo luk logicznych.
Etap pierwszy – motoryzacja „ekologiczna”
I w tym etapie zakładamy istnieje samochodów tylko tzw. niskoemisyjnych. Czyli na nasze szczęście nie mówimy tu tylko o elektrykach, ale także o pojazdach wodorowych. Dlaczego na szczęście? Po pierwsze – wodorowce się tankuje i to w czasie zbliżonym do konwencjonalnego napędu. Po drugie – to może być nasz ratunek! Ha! Teraz pewnie powiecie, że bredzę, ale nic bardziej mylnego. Lekko ponad rok temu Toyota pięknie udowodniła, że da się samochód spalinowy dostosować do zasilania wodorowego przy zachowaniu jednostki zasilanej oryginalnie benzyną. Kto wie, może ktoś na górze, kto ustala nam przepisy prawa pójdzie po rozum do głowy i wyrazi zgodę na użytkowanie starych samochodów pod warunkiem poddania ich takiej modyfikacji. Już wolałbym podejście „mogę lać syntetyczne paliwo, byleby lać do baku i normalnie jeździć”, ale trzeba mieć więcej perspektyw. Najmniej realną perspektywą jest to, co zaprezentowali Niemcy. Do Mercedesa Beczki 240D wsadzili katalizator i… okazało się, że wyniki emisji spalin ma takie same jak nowe BMW X3. Pomyślcie jak świetne miałaby wyniki, gdyby wsadzić tam wszystkie eko bajery, które mamy w nowych samochodach. Ale zapewne nikt na to nie wyrazi zgody, bo jeszcze okaże się, że to nowe trują bardziej od tego złego STAREGO ZŁOMU Z TRUJĄCYM PASKUDNYM OBRZYDLIWYM DYMIĄCYM DIESLEM.
Etap drugi – motoryzacja współdzielona
Tutaj nadal zakładamy możliwość podróży własnym samochodem.
Jak wygląda motoryzacja współdzielona w tym kraju? No bez zaskoczeń – wspólne, czyli niczyje. Widać to bardzo wyraźnie poprzez odwrót wszystkich firm, które świadczyły takie usługi. Z wielu graczy obecnie został tylko Traficar, który od początku jako jedyny oferował flotę z przewagą skrzyni manualnych i względnie niskimi cenami oraz Panek Carsharing, który ostatnio po wycięciu wielu miast ze swojej oferty ma „drobne” problemy. W sumie jest to dość zaskakujące, bo mój znajomy, który miał stłuczkę ze swojej winy w Toyocie C-HR musiał zapłacić 2000 zł za uszkodzony zderzak. Atutem Panka była urozmaicona flota i to dość różnorodnie, bo obok samochodów trochę szybszych pokroju BMW i8, Ferrari F430, Astona Martina V8 Vantage, czy Porsche 911 pojawiała się pozycja luksusowa pod tytułem Bentley Continental GT, a na samym końcu kategoria najbardziej mnie interesująca. Klasyki! Albo raczej „klasyki”. Tutaj pojawiały się Polonez Caro, Maluch, BMW E34, Daewoo Lanos, Multipla, Golf II, czy Trabant. Pytanie czy to dobra droga. I jest to naprawdę dobre pytanie, bo mogę na nie odpowiedzieć dwojako: jeśli rozważamy to jako atrakcję, czy inne urozmaicenie to tak, to jest fajne i to dobra droga. Jeśli spojrzymy przez aspekt typowej praktyczności, to nie ma to najmniejszego sensu. Wtedy lepiej byłoby przyjąć drogę przyjętą przez różowy carsharing, czyli samochody będące w zasadzie tylko narzędziami. Droga białego carsharingu jako typowa (zwykłe Toyoty w hybrydzie i możliwość rozliczenia za czas lub odległość) też była podyktowana praktycznością, a wdrożenie do oferty lepszych samochodów było typowo akcją marketingową (i to bardzo udaną), ale też wpływało na koszty ponoszone przez firmę, czyli w prawie bezpośrednim przełożeniu – wyższe ceny dla klientów. Zarówno jedna, jak i druga firma przyjęła taktykę, która w teorii wygląda bardzo dobrze i skutecznie. Jednak widać, że to właśnie Panek ma większe problemy i wycofuje ze swojej oferty i miasta i samochody, a Traficar sobie cały czas działa i nie wywołuje kontrowersji.
Etap trzeci – zakaz wjazdu samochodom prywatnym do miast
I tutaj mam silne przeczucie, że zezwalając na wjazd tylko autobusom, ciężarówkom i taksówkom nagle pojawiłoby się mnóstwo pojazdów użytkowych (przynajmniej na papierze), które nie wykonywałyby żadnej pracy. Prawda jest taka, że ten etap również jest niebezpiecznie prawdopodobny. Na obrzeżach miast pojawiałyby się wielkie parkingi (choć to niemodne, więc pewnie zostawienie samochodu byłoby problemem użytkownika), a do miasta można by wjechać jedynie przy pomocy jakiejś formy transportu zbiorowego. Ten temat też już poruszałem, bo żeby to działało w sposób zachęcający do korzystania, transport zbiorowy musiałby działać nienagannie. A jest to założenie utopijne.
Jedź rowerem, nie smrodź w mieście
Dobra, to jest durny nagłówek, ale tak zaawansowanej dyskryminacji kierowców raczej obawiać się nie musimy. Zawsze znajdzie się jakaś metoda, by obejść przepisy (tak, wierzę w kreatywność Rodaków) tak jak, na przykład, w przypadku pozostawienia tablic czarnych/flagowych po 1 stycznia 2024. Wystarczy jednorazowo zapłacić 500 zł kary i już nikomu nie przeszkadza przestarzały format tablic rejestracyjnych.
Nie dajmy się
Jest nas dużo. Walczmy o niewprowadzanie SCT w takiej formie, jaką wycofuje się na Zachodzie, a w Polsce prowadza. Mieszkając w Gdańsku wiem, że SCT nie wprowadzą dopóki grupa Speed ma te dwa nieoznakowane radiowozy:
Przecież nie będą jeździć po SCT samochodami, które są na nią za stare 😉.
Twierdzę tak, bo po internetowym linczu na załogę białego E61 za tak brudny samochód, że numery z tyłu były nieczytelne, to BMW już zawsze jeździ czyste. Będę już pomijać fakt, że oba podane wyżej radiowozy wymuszają wykroczenia i sam byłem przez nich nie raz podpuszczany, aby przyspieszyć. Mimo jazdy z prędkością lekko większą od dozwolonej.
Tego tekstu nie sponsorowała żadna firma oferująca wynajem samochodów na minuty. Nazwy podałem w celu jasności przekazu.