Toyota Celica szóstej generacji jest bardzo znana dzięki postaci Psikuty z filmu Olafa Lubaszenki pod tytułem „Chłopaki nie płaczą”. Miałem okazję przejechać się Celicą trochę starszą od filmu, ponieważ z 1995 roku. Samochód ten bardzo rzuca się w oczy nawet w tak spokojnym kolorze jak czerń. Powód jest prosty, mam tu na myśli przód zaprojektowany w sposób bardzo ciekawy i niekonwencjonalny. Można o wyglądzie tego samochodu powiedzieć wiele, ale na pewno nie to, że jest nudny.
Podwójne, okrągłe światła z reguły kojarzą się z Mercedesem Okularem (W210/W211). Jednak samochód z gwiazdą ma dosyć nudną i do bólu poprawną stylistykę. Celica ma wyraźne przetłoczenia na masce kojarzące się trochę z klasycznym Renault Alpine A110. Kierunkowskazy nie są tutaj upchnięte na siłę w kloszach lamp, tylko ładnie wkomponowane w zderzak.
Linia boczna również jest interesująca i przypomina w niewielkim stopniu klin. Co w niej interesującego? Niski, obły przód oraz pionowy, ostry tył, którego linia jest wyraźnie wyżej. Do tego oryginalne pięcioramienne felgi idealnie pasujące do całej linii. Coś pięknego.
Z tyłu jest miejsce na małą tablicę rejestracyjną, ale samochód został zakupiony przed wprowadzeniem takowych, dlatego posiada dogiętą kwadratową tablicę. Tylne lampy mają wewnątrz czarne obwódki, które w połączeniu z takim samym lakierem sprawiają wrażenie podzielonych paskami metalu. W sumie takie przerwy kojarzą mi się trochę z DeLeorianem, ale to tylko luźne spostrzeżenie. Bagażnik w tym samochodzie jest naprawdę niewielki, chociaż można położyć tylną kanapę, która jest dzielona na pół.
Właściciel powiedział mi, że przewiózł kiedyś szafkę tą Celicą, ale nie jestem w stanie sobie tego wyobrazić.
Wewnątrz klasycznie jest morze czarnego plastiku, ale to klasyczne w Japończykach z tych lat. Mimo dużej ilości tworzywa sztucznego jest tam bardzo przytulnie. Z przodu zmieszczą się dwie dorosłe osoby, a z tyłu tylko jeśli nie posiadają nóg. Kierownica jest duża i miękka, dzięki czemu bardzo przyjemnie się z nią obcuje. Zegary są duże i czytelne dzięki temu, że są minimalistycznie zaprojektowane i nie mają żadnych zbędnych funkcji. Tworzywo na górnej części deski rozdzielczej jest bardzo przyjemnie miękkie. Fotele mają dobre trzymanie boczne i nie ślizgałem się na nich mimo tego, że są skórzane. Do dyspozycji miałem tutaj nawet manualną klimatyzację i bardzo dobre, seryjne radio.
Co mamy pod maską? 7A-FE o pojemności 1.8 o mocy 116KM. Jednostka ta generuje również 154Nm momentu obrotowego. Do 100km/h przyspiesza w 10,2s, a prędkość maksymalna wynosi równe 200km/h, ale jest to Japończyk z lat ’90, więc nie trzeba być szybkim, żeby czuć się szybko. Wystarczy 100-110km/h na trasie, żeby mieć naprawdę sporą frajdę z jazdy, ale trzeba uważać, ponieważ jest wyraźnie podsterowna. Silnik szybko, chętnie i aksamitnie wchodzi na wysokie obroty i nie dziwi mnie to, ponieważ maksymalny moment obrotowy ma przy 4400 obr./min, a moc – 5800 obr./min. Celica również bardzo skutecznie hamuje, a jest to zasługa zastosowania tarcz wentylowanych z przodu i zwykłych z tyłu. W tamtych czasach popularnym rozwiązaniem przy samochodach tej klasy i z tą mocą było montowanie tarcz na przednią oś, a bębnów ta tylną. Podczas prowadzenia da się poczuć, że jest to czysto mechaniczny samochód (w dobrym tego słowa znaczeniu). Zawieszenie w połączeniu z układem kierowniczym pozwala poprowadzić samochód jak po sznurku nawet w najciaśniejszych zakrętach (chociaż w takich lepiej ostrożnie ze względu na podsterowność). Zdecydowanie lepiej ten samochód czuje się na dłuższych prostych, kiedy może osiągnąć wyższe obroty na każdym biegu. Wydech jest seryjny, ale muszę przyznać, że brzmi pięknie. Hamulcom z czystym sumieniem można zaufać powierzając im swoje życie i zdrowie. Podsumowując powiem, że jest to 4,4m bardzo dobrego samochodu. Wygląda ciekawie i młodziej niż jest w rzeczywistości. Stylistyka z zewnątrz jest innowacyjna, aby szokować, a projekt wnętrza konwencjonalny, żeby kierowca miał na wyciągnięcie ręki wszystkie funkcje samochodu. Silnik jest żwawy, bardzo dobrze brzmi i jest prosty w budowie, co czyni go łatwym w naprawach. Chociaż w 7A-FE z reguły psują się zaledwie drobnostki. Układ kierowniczy jest bezpośredni. W sumie cały ten samochód jest w jakiś sposób bezpośredni w stosunku do kierowcy. Prowadzący wie dokładnie co się dzieje z samochodem i poszczególnymi jego elementami. Jeździłem najsłabszą wersją silnikową, ale uważam, że do funu za kółkiem nie potrzeba niczego mocniejszego.