
Mercedesa W124 laikom opisuję jako „kanciasty Mercedes taksówka”. Po przejechaniu się nim zrozumiałem taksówkarzy. I nie ma tu nic do rzeczy to, że jechałem nim w skórzanej kurtce i kaszkiecie. Dobra, zostawmy taksówkarskie stereotypy.
Co to jest?
Potocznie? Baleron w klekocie. Formalnie jest to Mercedes W124 z 1992 roku (jeszcze przed przemianowaniem na klasę E) w wersji 250D, czyli z pięciocylindrowym, wolnossącym silnikiem wysokoprężnym o pojemności 2.5 (OM602.938/9 – kolejna wersja OM602, czyli diesela 2.5). Brzmi imponująco, więc pewnie jest szybki! Nooooo… nie. Ma 94KM i 158Nm, co przy masie wynoszącej 1390kg pozwala na rozpędzenie się do 100km/h w 16,5s oraz osiągnąć maksymalnie 175km/h. Tym zdecydowanie kupił moje serce. Spalanie? Zaskakująco niskie: 7,0l/100km w trybie mieszanym.
No ale wyglądu takiej cegły to chyba nie będziesz opisywać!
Będę i to z wielką chęcią, ponieważ bardzo mi się podoba, a szczególnie tył. Czy z przodu jest coś ciekawego? Oczywiście! Grill wraz ze światłami pochyla się w stronę maski, natomiast dół zderzaka jest podcięty w stronę kół, co (UWAGA) nadaje mu dynamiczny wygląd (zapomnijcie o osiągach, skupcie się na wyglądzie). Bok… Hmmmmm… W zasadzie tutaj powtórzę to co pisałem przy E34 (które było bezpośrednim konkurentem W124). Zgrabna linia boczna klasycznego sedana. No i ten smaczek w postaci oryginalnych kołpaków… Dużo daje też antena wystająca z bagażnika. Tutaj umiejscowienie jej na dachu byłoby faux pas.
Co do tylnej części samochodu, to nie pasuje mi tu hak, ale jest on częścią historii tego samochodu, a właściciel dąży do zrobienia z niego idealnego klasyka do jazdy na co dzień (idealnego i z wyglądu i mechanicznie). Te ożebrowane, trapezoidalne lampy ostro zakończone linią klapy bagażnika to trend, który umarł już pod koniec lat ’90-tych. Na samej klapie kiedyś była listwa odblaskowa przez całą jej szerokość (takie jakby przedłużenie świateł), ale obecny właściciel zrobił dobry uczynek i ją zdjął.
Wnętrze? Weeeeeluuuuur!
Ale w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Kiedyś spotkałem się ze stwierdzeniem, że W124 jest jak babcina wersalka: miękki, wygodny i relaksujący. To prawda, bardzo relaksuje. Nie wiem, czy bardziej od Lancii Kappy, ale na pewno w inny sposób. Gdy usiadłem za kierowcą od razu zauważyłem celownik na masce. Właściciel się śmieje, że jest to genialny czujnik parkowania, ponieważ widać gdzie się samochód kończy. Na początku się z tego śmiałem, ale faktycznie pomaga (co jest wielkim plusem przy takiej długości maski). Zegary są bardzo proste i czytelne oraz pokazują wszystkie interesujące kierowcę dane. Pokrętło do włączania świateł jest duże, poręczne i z czytelnymi piktogramami. Tuż pod nim jest rączka z ikonką (P), ale to wyjaśnię podczas wrażeń z jazdy. Konsola środkowa jest zrobiona z drewna i były przygotowane pod różne wersje wyposażenia, więc nie znajdziemy tutaj zaślepek, nie to co w Volks… Pokrętła temperatury nawiewu są dwa i mają oznaczoną temperaturę w stopniach Celsjusza. To nie jest klimatyzacja, ale działa. Tylko nie wiem jak… Są też przyciski do: ogrzewania tylnej szyby, składania zagłówków tylnej kanapy, podnoszenia i opuszczania rolety tylnej szyby, tryb „parkuję gdzie chcę” (światła awaryjne; konkretnie wytarty przełącznik) i przycisk włączający światło w kabinie, przez właściciela zwany „taksówkarskim”. Na tunelu środkowym jest drążek zmiany biegów, regulacja lusterek, sterowanie przednimi szybami i balans głośności przód-tył. Nad tunelem środkowym w okolicach lusterka wstecznego są dwie ciekawe rzeczy. Pierwszą jest mrugający na czerwono, iście samolotowy znak, żeby zapiąć pasy. Druga ciekawostka jest niezauważalna na pierwszy rzut oka, ale bardzo przydaje się podczas jazdy pod słońce. Jest to daszek przeciwsłoneczny (taki jak nad kierowcą i pasażerem z przodu, tylko że malutki), który zasłania przestrzeń między lusterkiem wstecznym a górną krawędzią szyby.
Piękny pomruk rzędowej piątki. Nawet diesla!
Odpaleniu silnika towarzyszy klekot dźwięk charakterystyczny dla silników w takim układzie i, muszę przyznać, że ten dźwięk jest bardziej charakterystyczny od rzędowych szóstek. Po sprzęgle czuć, że jest to samochód z lat ’80-tych, ale nadal jest łatwe w wyczuciu. Biegi wchodzą precyzyjnie z przyjemnym, mechanicznym oporem, natomiast zabawa zaczyna się, gdy samochód stoi z zaciągniętym hamulcem postojowym. To jest tak naprawdę nożny ręczny. Dlaczego? Ponieważ aby zaciągnąć hamulec trzeba wcisnąć czwarty pedał (skrajny z lewej) i wtedy słychać charakterystyczny dźwięk zaciągania ręcznego, a żeby go odpuścić należy pociągnąć rączkę umieszczoną pod pokrętłem uruchamiającym światła. Może i brzmi to trochę skomplikowanie, ale przyznaję szczerze, że jak to zrozumiałem to mógłbym siedzieć w nim i co chwila zaciągać i odpuszczać hamulec. No ale skoro wspomniałem o sprzęgle, to wypada nim ruszyć i coś opowiedzieć o jeździe. Na początku zaskoczyło mnie to, że wspomaganie kierownicy działa bardzo współcześnie, dzięki czemu cały samochód tak się prowadzi. Od razu doceniłem też bardzo miękkie fotele, ale zarazem nie absorbujące kierowcy w czasie jazdy. Pozwalają wysiąść wypoczętym i pełnym sił do dalszych zadań. Niestety, nie tylko fotele tu są miękkie. Takie też jest zawieszenie, co nie przeszkadza podczas jazdy po prostej, natomiast przy szybszych manewrach (jak na przykład ominięcie niespodziewanej przeszkody) samochód potrafi się tak wychylić, że nieprzyzwyczajonemu kierowcy zatrzymuje się serce. Poza tym napęd na tylną oś tutaj nie jest wyzwaniem nawet dla niedoświadczonego kierowcy, ponieważ posiadając do dyspozycji 94KM i 158Nm przy masie 1390kg nie da się „poświrować”, jeśli nie wie się jak. Jest w tym samochodzie jeszcze jedna rzecz wymagająca przyzwyczajenia. To jest, teoretycznie, skrzynia pięciobiegowa, ale w praktyce jest czwórka z nadbiegiem. Do około 90km/h używa się czterech biegów, a później wrzuca się piątkę, żeby obniżyć spalanie. Pierwszy raz się z czymś takim spotkałem w praktyce, ale nie wymaga to większych umiejętności.
Dla kogo jest to samochód?
Dla taksówkarza. Dobra, miało nie byś stereotypowych sucharków. Jest to samochód dla kogoś, kto woli starsze rozwiązania konstrukcyjne i pojazdy z duszą, ale chce jeździć nim na co dzień i bez większych awarii. Silnik 2.5 wystarcza do spokojnej jazdy, a nawet sam charakter samochodu zdecydowanie nie zachęca do ostrzejszej jazdy. Jest to samochód idealny dla ludzi, którzy nie cenią osiągów ponad duszę, klimat i komfort. Z drugiej strony nie jest to auto dla tych, którzy lubią siedzieć w samochodzie nisko i czuć każdy żwirek w asfalcie.