To amerykańska terenówka?
Nie, jest to mały crossover produkcji włoskiej, mimo tego, że marka pochodzi ze Stanów Zjednoczonych (została zakupiona przez koncern Fiata). Z tego właśnie powodu mogłem ponownie odwiedzić salon AUTO DIUG, by przejechać się Renegadem. Jest to jeden z tych samochodów, których nie zauważasz na ulicy, dopóki cię nie zainteresuje. W ten sposób przeprowadziłem mały eksperyment społeczny i pokazałem kilka zdjęć tego Jeepa różnym ludziom. Wszyscy byli zgodni: „niby taki kanciasty, ale ładny”.
Bardziej kanciasta jest chyba tylko klasa G Mercedesa.
Niewykluczone, ale po Renegadzie widać, że jest to współczesny model, który na dodatek dwa lata temu przeszedł facelifting. Patrząc na LEDowe oświetlenie w tym modelu nie da się przeoczyć fantazyjnie zaprojektowanych świateł, ale wyglądem zajmę się klasycznie, od samego przodu.
A tutaj rzuca się w oczy charakterystyczny grill i okrągłe światła z LEDowymi pierścieniami. Wspomniana atrapa chłodnicy może być lakierowana na większą ilość kombinacji niż całe samochodu konkurencji. Zderzak lakierowany na czarno przeplatając się z elementami w kolorze nadwozia tworzy wizualne poczucie solidności samochodu oraz bardzo urozmaica linię przodu. Oczywiście reflektory przednie nie są jedynym oświetleniem z przodu, a jest to prawdziwa moc iluminacji. Dlaczego? Prócz LEDowych świateł głównych (DRL, pozycyjne, mijania, drogowe) znajdziemy tutaj również dwa okrągłe okulary przeciwmgielnych w zderzaku, kierunkowskazy wkomponowane we wnęki z atrapami wlotów powietrza (rozumiem to, że są to atrapy – bez nich byłoby pusto) oraz obrysówki na nadkolu. Maska posiada wypukłe przetłoczenie biegnące w niezmienionej formie przez jej całą długość oraz znaczek Jeepa na samym przodzie. Linia boczna samochodu zdradza ekstremalnie terenowe korzenie marki: kanciasta linia boczna, czarne nakładki na całej długości elementów najbardziej podatnych na zarysowania zarówno w lesie, jak i miejskiej dżungli, czarne relingi dachowe i zaskakująco krótkie zwisy. Tutaj też łatwo zauważyć, że Renegade jest mniejszy niż się wydaje na pierwszy rzut oka. Jego długość wynosi zaledwie nieco ponad 4,2m, a wysokość prawie 1,7m. Szerokość to często spotykane 180cm, tutaj jeszcze z 5mm.
Gabaryty tego samochodu zdecydowanie nie są imponujące, ale sprawiają, że wciśnie się wszędzie, nawet na najbardziej zatłoczonych parkingach. Tył samochodu, tak jak i przód, krzyczy z daleka „jestem Jeep, poradzę sobie wszędzie!” i domena ta towarzyszy marce od początku istnienia, ale typowo terenowe, lub większe modele nie radzą sobie wszędzie. Gdzie mają problem? W mieście. Każdy wie jak wyglądają parkingi galerii handlowych. Nie wyobrażam sobie tam długiego Wranglera, ale Renegade’a – jak najbardziej.
Dobrze, nie odbiegajmy od tematu. Co tu mamy? Symboliczną tylną szybę (o tym później), wygodną rączkę otwarcia bagażnika (nie powinna się tak łatwo brudzić od środka), genialnie zaprojektowane tylne światła (pozycyjne, stopu i kierunkowskazy) oraz konsekwentnie, wobec całego samochodu, wkomponowane światło wsteczne i przeciwmgielne pod postacią dwóch łagodnych kwadracików z czerwoną, odblaskową obwódką, umieszczone w czarnej części zderzaka. Skoro mowa o tym elemencie błędem byłoby nie pochwalić Jeepa za zamontowanie prawdziwej, ładnej końcówki wydechu, a nie atrapy. Znajdują się tutaj również dwie kratki, ale nie mam pojęcia, czy pełnią inną funkcję niż stylistyczną (ale dobrze, że są, bo bez nich byłoby pusto).
Wsiadając do samochodu warto zwrócić uwagę na płaskie siedzisko, na które nie trzeba się wspinać, a wystarczy się wsunąć.
Wnętrze jest naprawdę ciekawie zaprojektowane: widać, że to już nie jest samochód amerykański, ale ten klimat cały czas utrzymuje. Kierownica jest zaskakująco duża i bardzo przyjemna w obcowaniu. Ekran multimediów wygląda jak wyjęty z urządzenia sapera US Army (można dokupić naklejki z symbolem wojska), co fantastycznie współgra z całym samochodem. Deska rozdzielcza jest przyjemna i wręcz „użytkowa”. Wrażenie takie sprawia przez obwódki zegarów przypominające metalowe, masywne pierścienie oraz czcionka i ogólna szata graficzna tarcz, która jest czytelna i przyjemna dla oka.
Większość takich rozwiązań wygląda tandetnie, ale tutaj się pozytywnie zaskoczyłem. Pomiędzy tarczami umieszczony został kolorowy wyświetlacz, który pokazuje wybrane dane. Często takie ekrany odciągają uwagę kierowcy zarówno podczas próby odczytania wskazań, jak i przełączania trybów. Tutaj przestawianie widoku odbywa się za pomocą czterech przycisków znajdujących się idealnie pod lewym kciukiem kierowcy, a informacje są wyświetlane w takim rozmiarze i miejscu, że podczas jazdy wystarczy zaledwie rzut oka, aby odczytać wskazania. To wyjaśniłem co znajduje się pod lewym kciukiem, to czas tą samą rękę położyć na podłokietniku zamontowanym w drzwiach. Tutaj jest bardzo intuicyjny system ustawiania lusterek, przyciski sterowania szybami (wszystkie są automatyczne – jedno wciśnięcie w dół – szyba sama się opuszcza i analogicznie w drugą stronę) oraz przycisk do blokowania i odblokowywania wszystkich drzwi w samochodzie.
Żeby było ciekawiej, to drzwi z przodu posiadają srebrny rygielek przy klamce, który służy do tego samego, z tą różnicą, że blokuje tylko jedne drzwi. Na ekranie multimediów dominuje sześciokąt. Nie, nie dominuje, jest wszędzie. Nie będę tego klasyfikować jako wadę, czy zaletę, bo jest to kwestia osobista, ale mi się to bardzo podoba. Co ciekawe, motyw ten jest kontynuowany w uchwytach na kubki (są umieszczone w najlepszym z możliwych miejsc). Wracając do multimediów muszę zaznaczyć, że nagłośnienie w tym samochodzie jest rewelacyjne. Mają bardzo duży zakres dźwięku i świetną dynamikę, co przekłada się na to, że utwór zarówno z wysokimi, jak i niskimi tonami jest bardzo dobrze słyszalny cicho i głośno. Nieważne, kto znajduje się w samochodzie: stonowani ludzie (spokojna, cicha muzyka z wieloma skrajnymi dźwiękami), czy imprezowicze (głośna muzyka klubowa słyszalna w jakości lepszej niż w niejednym klubie), każdy będzie zadowolony. Opcji w menu systemu inforozrywki jest mnóstwo, na przykład ustawienia klimatyzacji i grzania foteli. Co ciekawe, do pierwszego jest również fizyczny panel z pokrętłem i przyciskami umieszczony w bardzo wygodnym miejscu. Patrząc jeszcze niżej widać dwie półeczki: mniejszą i większą. Pierwsza jest idealna na dokumenty, czy chusteczki higieniczne, natomiast w drugiej zmieści się nawet duży smartfon. Przed pasażerem z przodu znajduje się rączka zamontowana na stałe w desce rozdzielczej, co jest hołdem w kierunku klasycznych Jeepów, w których takie elementy ułatwiały zajmowanie miejsca. Egzemplarz ten posiada czujnik deszczu i zmierzchu, które są ulokowane za lusterkiem wstecznym. Przecież to zwykłe, powiecie. Owszem, ale cała aparatura, która jest narażona na nagrzanie, musi się jakoś chłodzić. Zwykle są to jakieś dziurki, lub kratka. Nie w Jeepie. Tutaj jest wycięte charakterystyczne logo marki, które wyglądem przypomina światła i grill pierwszych Willysów. Pod daszkiem przeciwsłonecznym jest tradycyjnie umieszczone lusterko makijażowe z oświetleniem, ale jest bardziej przemyślane niż w popularniejszych modelach. Równie klasycznie światełko zapala się dopiero po otwarciu klapki, ale dzięki umieszczeniu go w odpowiednim miejscu, nie oświetla czoła, a poprawnie całą twarz.
Dobra, koniec gadania! Jak to jeździ?
Pierwsze zaskoczenie pojawiło się tuż po wciśnięciu przycisku „START ENGINE”. Wiedząc, że znajduje się tu trzycylindrowe 1.0 spodziewałem się dźwięku maszyny do szycia, ewentualnie kosiarki. Nie tym razem. Wnętrze jest tak dobrze wyciszone, że na postoju motoru nie słychać, a podczas jazdy brzmi jak bardzo kulturalny diesel. Ruszając z parkingu przed salonem AUTO DIUG zaskoczyła mnie zwrotność Renegade’a. Przyzwyczaiłem się, że wszystkie podwyższone samochody radzą sobie w ciasnych przestrzeniach jak Titanic w porcie jachtowym na Mazurach. Najmniejszy Jeep, dzięki swoim gabarytom, do zawrócenia potrzebuje jedynie 11,7m, co jest wartością typową dla kompaktów. Początkowo widoczność całej maski nie wzbudziła mojego zaufania, ale po pewnym czasie uświadomiłem sobie, że za nią jest pionowy pas przedni. Znacznie ułatwia to manewrowanie, ponieważ tam, gdzie przestaję widzieć maskę, tam jest koniec samochodu. Renegade ma dobrze rozmieszczone lusterka i systemy pomagające w manewrowaniu. Co mam tutaj na myśli? Duże lusterka boczne, w których świetnie widać boki samochodu, samoprzyciemniające się lusterko wsteczne, które obejmuje całą tylną szybę, czy kamerę cofania ze świetnym obrazem i dynamicznym torem ruchu. Niestety są tu też wady. Słupki A (przedniej szyby) są dość grube, co pozytywnie wpływa na bezpieczeństwo, ale potrafi zasłonić pieszego przed przejściem, lub nawet samochód osobowy na rondzie. Na szczęście boczne szyby są na tyle duże, że nie jest to aż takim problemem. Widoczność do tyłu jest naprawdę mierna, więc jeśli ktoś chciałby czuć się pewniej za kierownicą, czy nie ma doświadczenia w jeździe samochodami bez szyb z tyłu, niech dopłaci do kamery cofania. Mimo to i tak warto ją dokupić, ponieważ jest sporo tańsza niż w modelach tego segmentu konkurencyjnych marek, a na pewno ułatwi to późniejszą odsprzedaż. Podczas jazdy zwracałem uwagę na wszelkie systemy wspomagające kierowcę i jestem nimi pozytywnie zaskoczony. Asystent pasa ruchu działa bardzo sprawnie i „ma refleks”, a na dodatek podczas zmiany pasa bez kierunkowskazu (np. ucieczka przed wyskakującą sarną) nie wyrywa kierownicy, by wrócić na swój pas, a poddanie się działaniu kierowcy. Na uznanie zasługuje również aktywny tempomat, który zaczynał delikatnie zwalniać dosyć daleko za samochodem ciężarowym, by jechać za nim w bezpiecznej odległości z równą szybkością. Czujnik martwego pola sygnalizował pojazd na pasie obok w odpowiednim momencie, jednak żółte światło w tafli lusterka jest słabo widoczne, gdy jedzie się ze słońcem. Już popłynąłem z opowiadaniem o asystentach, a trzeba przecież ruszyć. Ze 120sto konnym, benzynowym 1.0 otrzymujemy manualną, sześciobiegową przekładnię. Jest to jedyny silnik, z którym można wybrać tą skrzynię i jedyna skrzynia, z którą można wybrać ten silnik. Sprzęgło chodzi bardzo delikatnie i subtelnie, dzięki czemu nikt nie będzie miał problemu z ruszeniem tym samochodem. Drążek zmiany biegów chodzi lekko i precyzyjnie i ma bardzo poręczną gałkę. Jest to po prostu kula, ale o tak przemyślanych wymiarach, że idealnie leży w dłoni. Przełożenia są dosyć długie, jak na samochód miejski, ale na trasie może brakować biegów. Silnik jest na tyle elastyczny, że jadąc 60km/h na szóstym biegu, można zacząć delikatnie przyspieszać i samochód da radę bez problemu. Samochodami, które testuję jeżdżę po różnych drogach, w tym po dziurawych. Właśnie na takiej Renegade bardzo pozytywnie mnie zaskoczył. Oprócz perfekcyjnego (do 100km/h) wyciszenia wnętrza, jest również fantastycznie resorowany i bardzo dokładnie wykonany. McPherson unowocześniony z aluminiowymi zwrotnicami i stabilizatorem zamontowanym na pionowych łącznikach z przodu oraz system Multilink ze zredukowaną poprzeczną belką nośną z aluminium z tyłu nie pozwalają na przedostanie się jakichkolwiek niekomfortowych odczuć do kabiny podczas jazdy po zaniedbanej drodze. Hamulce w tym samochodzie są typowe dla tego segmentu, ale przy ostrzejszym hamowaniu miałem wrażenie, że zostały one zaimplementowane z samochodu sportowego, bo tak skutecznych „hebli” w średniej wielkości crossoverze z takim silnikiem (120KM, 190Nm, 0-100km/h w 11s) się nie spodziewałem. Na deser zaznaczę, że fotele są wygodne, nie męczą, ale mogą okazać się mniej komfortowe po kilkugodzinnej jeździe.
Co to za kosmiczne zawieszenie?
Jest to udoskonalone zawieszenie stosowane od wielu lat w samochodach kompaktowych. Ulepszenie czuć, ponieważ samochód się nie chwieje, jest stabilny, ale nadal komfortowy. Bardzo dobrze tłumi nierówności, ale w zakrętach utrzymuje samochód na tyle pionowo, na ile się da (ale ze względu na wysoko umieszczony środek ciężkości nie polecam agresywnej jazdy na serpentynach).
Masz pomysł kto to kupi?
Nie, jest to samochód na tyle uniwersalny, że trafi w gusta wielu kierowców o odmiennych charakterach i upodobaniach. Bazowa wersja pakietu Limited kosztuje niespełna 90 tys. zł, ale tak wyposażony egzemplarz jak testowany przeze mnie, kosztuje o około 30 tys. zł więcej. Czy warto? Jeśli cenisz sobie komfort podróżowania i jeździsz więcej po mieście niż na autostradach to warto kupić. Jest to nietuzinkowy samochód, który (tak jak dawniej Saab) może pokazywać, że właściciel jest osobą chcącą od życia czegoś więcej. Pieniądze nie są przeszkodą, ponieważ w salonie AUTO DIUG profesjonalny Specjalista ds. sprzedaży doradzi jak skonfigurować samochód i zaproponuje korzystne warunki finansowania.
To wszystko?
Tak, ale jeszcze się wtrącę na moment. To jest samochód stawiający duży opór powietrza, który waży 1320kg i jest napędzany silnikiem 1.0, więc oczywistym jest, że nie będzie ekonomiczny. Do dwóch rzeczy chciałbym się przyczepić, ale nie jest to wada. Asystent pasa ruchu „nie widzi” starych, obdrapanych pasów na jezdni, a czytnik znaków drogowych nie wie, że skrzyżowania anulują ograniczenie prędkości oraz nie rozpoznaje znaków rozpoczynających i kończących teren zabudowany. Z przemyślanych rzeczy, które wymagają przyzwyczajenia zaznaczę jeszcze sterowanie muzyką z kierownicy. Nie jest konwencjonalne, przy pomocy przycisków, tylko należy operować przyciskami za kierownicą, tuż pod palcem wskazującym i środkowym. Jest to bardzo wygodne rozwiązanie, ale niewystępujące w samochodach innych marek, przez co na początku sterowanie głośnością może się mylić z przełączaniem utworów/stacji radiowych.