Czym jest ten Jeep Compass?
To poliftowa wersja obecnej, drugiej generacji, która zastąpiła pierwszą, produkowaną przez osiem lat (2007-2015). Po dwóch latach przerwy (w 2017) świat ujrzał drugą generację, a w tym roku – wersję poliftową.
Prezentuje się świetnie, ale o tym za chwilę. Jeśli jesteście niecierpliwi, to zapraszam Was do obejrzenia mojego filmu o tym samochodzie. Podoba mi się też to, że naklejki salonu Auto Diug nie zakłócają stylityki samochodu.
Dobrze, pora na przestawienie zawodnika. Jest to, jak już mogliście się domyślić po wstępie, Jeep Compass drugiej generacji po faceligtingu. Posiada napęd na przednią oś i automatyczną sześciostopniową skrzynię biegów. Pod maską mruczy benzynowe, czterocylindrowe 1.3 o mocy 150 KM i momencie obrotowym wynoszącym 270 Nm. W połączeniu z 1,5 tony masy własnej pozwala na rozpędzenie się do 100 km/h w 9,2 s oraz pomknięcie maksymalnie 199 km/h.
Powiedz może jeszcze, czy to jest duży samochód? Ciężko to stwierdzić na pierwszy rzut oka
Nie jest duży. To kompaktowy SUV. 4,4m długości, 1,87m szerokości i 1,62 wysokości. Minimalna pojemność bagażnika jest jak najbardziej akceptowalna – to 438l. Jest to bardzo praktyczna wielkość; bez problemu cała rodzina zabierze wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy na wakacje. Jeśli położymy oparcia, to pojemność kufra rośnie aż do 1387l. Spokojnie da się przewieźć nawet szafę.
Zapewne widzicie, że podłoga bagażnika jest poprowadzona dość wysoko. To prawda, ale nie na darmo. Pod nią znajduje się schowek, a w nim:
Lewarek, zestaw naprawczy do kół, czyli typowe wyposażenie współczesnego samochodu. Zwróćcie uwagę na pokrowiec lewarka, a dokładnie na złote nadruki. Widzicie co to jest?
Znaczki Fiata z lat 1968-1991. Nikogo chyba nie dziwi, że to akurat tej marki, ale tak stary projekt nadal mnie zaskakuje (nadal, bo zrobił to już w Fiacie 500e).
No to powiedz parę słów o wyglądzie!
Oczywiście, że powiem! Zacznijmy od przodu.
Pierwsze, co się rzuca w oczy to klasyczny grill Jeepa. Myślę, że z powodzeniem mógłby zastąpić przedni znaczek. Zwróćcie uwagę na to, że każdy Jeep ma siedem wlotów między żeberkami grilla. Proszę bardzo, w tym Renegadzie też. Co tutaj jeszcze szczególnie zwraca na siebie uwagę? Splitter przedniego zderzaka, który został wykonany z szarego plastiku. Teoretycznie ma on dodawać agresji i terenowości w wyglądzie nawiązując do stalowych osłon podwozia z samochodów terenowych stworzonych do jazdy w terenie. Nie jest to masło maślane, ponieważ niektóre samochody, które teraz są „terenowe” kiedyś były terenowe, pogrubioną czcionką, czyli naprawdę.
Tu w oczy zdecydowanie rzucają się przednie światła. Dzienne LEDy tworzące górną linię przednich lamp są proste zarówno pod względem geometrycznym, jak i stylistycznym. Nie zwracają na siebie nadmiernej uwagi, ale mimo to urozmaicają przód, jednocześnie przedłużając optycznie górną krawędź grilla. Światła przeciwmgielne względem całego przodu są umieszczone wyraźnie niżej, ale patrząc z perspektywy innych samochodów, to znajdują się one na wysokości przednich świateł z samochodów kompaktowych. Kogoś to jeszcze dziwi?
Zwróćcie uwagę na przetłoczenia maski. Spore „wybrzuszenie” na środku sugeruje umieszczenie tam typowo amerykańskiego silnika, czyli ponad pięciolitrowej fał ósemki. Nawet mógłbym zaryzykować stwierdzenie, że wyniesienie środka maski może nawiązywać do doładowania widlastej ósemki przy pomocy sprężarki mechanicznej, czyli kompresora. Ale ja się rozgadałem, a kogo to obchodzi. Lepiej opowiem Wam już coś o linii bocznej Compassa.
Linia boczna jest dość konserwatywna i znana od lat. Jest tu sporo pionowych spadków, które wpływają pozytywnie zarówno na pakowność, jak i na łatwość manewrowania. Przez dolną linię boczną biegnie pas czarnego matowego plastiku, który optycznie podwyższa samochód i sprawia wrażenie konstrukcji wzmacniającej (ponownie) nawiązując do samochodów prawdziwie terenowych. Ciekawe jest także poszerzenie nadkoli tak jak przystało na samochód terenowy ponownie wspominając dzielnych przodków, pracujących na bezdrożach. Na uwagę zasługują także estetycznie i poprawnie, ale nie nudno zaprojektowane 19″ felgi.
Pora rzucić okiem na tył, prawda?
Zacznę tu od czegoś, co ostatnio stało się bardzo modne: tak, sprawdziłem, czy to są prawdziwe końcówki wydechu. Oraz tak, są to prawdziwe końcówki. Zderzak jest wykonany z czarnego plastiku, o którym pisałem przy okazji omawiania boku Jeepa, oraz srebrne uzupełnienie znamy już z przodu. W tylnych lampach również znajdziemy prosto i estetycznie poprowadzone paski LED, które delikatnie dodają dynamiki sylwetce. Efekt ten potęgują przetłoczenia tylnej klapy oraz delikatnie mocniej wysunięta górna część klapy bagażnika, która dzięki temu przypomina spoiler, albo bardziej lotkę.
Pokaż jak wygląda wnętrze. Też tak ciekawie?
Jest zdecydowanie ciekawie oraz dość obło. Deska rozdzielcza została wykończona czarną skórą oraz srebrnym plastikiem. Zdjęcie tego nie oddaje tak dobrze, ale w rzeczywistości robi to bardzo dobre wrażenie zarówno pod względem wizualnym, jak i jakościowym. Fotele są bardzo dobrze wyprofilowane i świetnie trzymają zarówno podczas szybszego przejazdu przez zakręt, jak i jazdy po dziurawej, szutrowej drodze.
Cyfrowe zegary są bardzo czytelne i estetyczne. Wszystkie wskaźniki są ekranami, ale mimo to pokazują wszystko precyzyjnie i zgodnie ze stanem faktycznym. Bardzo ciekawym bajerem, o którym pisałem już w przypadku Renegade’a to możliwość przestawienia wskazań prędkościomierza z km/h na mph. Wiem, że w przypadku jazdy po Polsce, czy krajach ościennych nie ma to najmniejszego uzasadnienia, ale przyznaję się, że trochę jeździłem z trybem „amerykańskim” traktując to tylko jako ciekawostkę. Oczywiście, gdy na znaku widniało 50 km/h to nie jechałem 50 mph, tylko 30 mph, czyli około 48 km/h.
Kierowca do dyspozycji naprawdę praktyczne wnętrze ubrane w estetyczną i przyjemną dla oka otoczkę.
Ekran multimediów jest duży i wystający (kogoś to jeszcze dziwi?) z przyjemną i miłą dla oka grafiką. System jest dość intuicyjny, chociaż musiałem trochę się w niego wklikać, żeby podłączyć swój telefon przez Bluetooth. Panel klimatyzacji jest analogowy i prosty w użytkowaniu, ale sterowanie grzaniem foteli, czy kierownicy jest możliwe do włączenia tylko poprzez ekran. Nie jest to zbyt ergonomiczne, zwłaszcza podczas jazdy. Najłatwiej poprosić o pomoc pasażera. Naprawdę nadal nie rozumiem tendencji w przenoszeniu wszystkiego z przycisków do poziomu ekranu.
A jak to się prowadzi?
Zaskakująco dobrze. Spodziewałem się amerykańsko-włoskiej maniery, czyli samochodu miękkiego i dość leniwego, ale zaskoczył mnie bardzo pozytywnie. Zakręty bierze bardzo chętnie (oczywiście jak na SUVa), a w terenie nie traci na pewności prowadzenia. Oczywiście nie jest to typowy samochód terenowy, ale jazda po nierównościach nie stanowi dla niego większego problemu. Ponownie zachęcam Was do obejrzenia mojego filmu, w którym to pokazałem. Na asfalcie samochód prowadzi się bardzo pewnie, wygodne fotele pozwalają czuć samochód plecami, układ kierowniczy jest bezpośredni i sprawnie przekazuje ruchy kierownicą na przednie koła. Jedyne, co do czego mogę mieć zastrzeżenia to skrzynia biegów. Jest to dwusprzęgłowy, sześciobiegowy automat, który przeciąga każdy bieg. Może to jest ta amerykańska maniera, która w tym samochodzie została po kupieniu Jeepa przez koncern FCA… Mimo to zmienia biegi sprawnie i w codziennej eksploatacji nie powinien być uciążliwy. Benzynowe 1.3 o mocy 150 KM może i jest wystarczająco mocne do tego samochodu, ale wydaje mi się, że lepiej by tu sobie poradził silnik wysokoprężny. Nie zamierzam tu nic sugerować, ponieważ nie jeździłem Compassem w takiej konfiguracji. Jeśli ktoś ma domek na wsi z kiepskim dojazdem to może być zadowolony już z wersji przednionapędowej, która poradzi sobie na nierównej, szutrowej drodze. Specjalnie zaznaczyłem, gdzie da radę, ponieważ w trudniejszym terenie (błoto, piasek itp.) może mieć naprawdę poważne problemy. Zawieszenie nie pozwala na wybitnie komfortową jazdę poza utwardzonymi drogami, ale za to uświadamia kierowcę na ile może sobie pozwolić.
Ile taka przyjemność kosztuje?
Nowy, „goły” Compass zaczyna się od niespełna 113 tys. zł. Po wybraniu wersji Limited (czyli takiej jak testowana) musimy sięgnąć do kieszeni już po delikatnie ponad 127 tys. zł. Silnik? Mamy już 136 tys. zł z równe mały haczykiem co po wybraniu wersji wyposażenia (100 zł). Tak skonfigurowany egzemplarz jak testowany przeze mnie to wydatek 164 tys. zł. Z małym haczykiem. Tak, wynosi on 100 zł. Tę stówkę można pożyczyć od babci.
Kto to kupi?
Zdecydowanie ktoś, kto polubi ten design, chce SUVa i nie musi jeździć marką premium. Wyposażenie opcjonalne Jeepa Compassa pozwala kierowcy czuć się rozpieszczanym, ale wciąż uświadamiając, że nie wydał on na samochód pół miliona. Uważam to za zaletę, ponieważ Jeep jest dla ludzi chcących czegoś innego, ale nie chcą o tym krzyczeć całemu światu. Również śmiało mogą po niego sięgnąć osoby często jeżdżące na wieś, dla których X3, Stelvio, czy Escape są za mało zdroworozsądkowe i za często widywane na naszych drogach.
fot. Hanna Rosińska