Ale jaki rekin? Dlaczego rekin?
Taką potoczną nazwę noszą wszystkie BMW z takim charakterystycznym „nosem”:
Na dzień dobry napiszę parę słów o samym samochodzie. Jest to BMW E24 z 1987 635CSi sprowadzone ze Stanów Zjednoczonych, z Kalifornii. Pod maską pracuje 3.4 R6 o mocy 211KM i momencie obrotowym wynoszącym 305Nm. Połączony jest z pięciobiegową przekładnią manualną, co pozwala na osiągnięcie 100km/h w 8,1s i mknięcie maksymalnie 225km/h. Katalogowo w mieście zadowala się 17l/km, a na trasie – 8,2l/100km. Są to wartości bardzo realne przy masie wynoszącej niespełna 1,5t. W tym wypadku samochód jest polakierowany w kolor Cirrus Blau, który przywodzi na myśl oceaniczne głębiny, w których rekiny żyją. Ale, żeby nie było, że się zapomniałem i „wpłynąłem na suchego przestwór oceanu” (A. Mickiewicz „Stepy akermańskie”), pora na klasyczne omówienie stylistyki.
No, w tym wypadku to chyba nie będzie łatwo, co?
BMW E24 należy jeszcze do czasów, gdy Bawarczycy bardzo wyraźnie stylizowali swoje samochody (potem była dość kontrowersyjna era Chrisa Bangle’a oraz nie miej szokująca z obecnymi, wielkimi nerkami). Żeby tradycji stało się zadość: zaczynamy od przodu.
Tutaj w oczy rzuca się na pewno dużo chromu. Jest to zrobione ze smakiem, a ramka na tablicę rejestracyjną dołożona przez obecnego właściciela jest kropką nad i. Srebrne, błyszczące obramowanie świateł i całego grilla oraz otaczające nerki na pewno rzuca się w oczy na pierwszy rzut oka. A czy zauważyliście, że tak samo ozdobione są lusterka oraz zderzak od spodu? Elementem charakterystycznym BMW z lat osiemdziesiątych są podwójne reflektory, z czego światła drogowe są soczewkowe. Bardzo ładnym i równie typowym dla tamtego okresu są kierunkowskazy szczelnie wypełniające chromowane obramowanie grilla oraz światła przeciwmgielne nie umieszczone na skrajnych końcach zderzaka, a bliżej jego środka.
Z tej perspektywy widać, że „nos” wystaje poza obrys osłony chłodnicy oraz jest polakierowany w kolor nadwozia.
Przechodząc na bok warto zatrzymać się i przypatrzeć ponadczasowej linii nadwozia, biegnącej od samego przodu:
Długa maska opadająca ku dołowi i masywny zderzak wraz ze ściętym przodem, od którego wzięła się nazwa „rekin” dodają wizualnie dynamiki i agresji. Jak prezentuje się cała linia boczna?
Bardzo majestatycznie. Ale spokojnie, na tym stwierdzeniu nie zamierzam skończyć. Widać tutaj sporą różnicą długości maski oraz bagażnika, ale ten drugi jest również obszerny. Po bokach przedniego i tylnego zderzaka możemy zauważyć światła obrysowe, które są domeną wersji amerykańskiej, Sama kabina pasażerska jest bardzo oszklona, a tylne szyby się otwierają (oczywiście elektrycznie). Stąd nie widać „nosa”, ale samo rekinowe cofnięcie fragmentu przodu – jak najbardziej. Bardzo lubię małe, skromne detale, które na pierwszy rzut oka pozostają niezauważone. Co tutaj jest?
Piękne, oczywiście chromowane, klamki. Metaliczny trzask towarzyszący otwieraniu drzwi jest nie do podrobienia i nie do spotkania we współczesnych samochodach. Coś pięknego!
Czy zwróciliście uwagę na pewien dość istotny element?
Są to oryginalne, siedemnastocalowe felgi Alpiny, które pasują idealnie do tego samochodu. Właściciel posiada również seryjne, czternastocalowe felgi do tego samochodu, ale na tych sprawia wrażenie niższego i bardziej zwartego do jazdy.
Zajdź rekina od tyłu, może cię nie zauważy i nie zaatakuje 😉
Co się tutaj od razu rzuca w oczy? Końcówka wydechu. Nie jest ani na boku, ani na środku. Jest tak w 60% szerokości tyłu. Nie wiem, dlaczego tak jest, ale wygląda to bardzo stylowo.
Poza tym tylne lampy z wyraźnie zarysowanymi kierunkowskazami i światłami wstecznymi to bardzo przydatny element, nawet podczas jazdy za takim samochodem, więc nie wiem, dlaczego z tego zrezygnowano.
Mówiłem o długiej klapie bagażnika. Czy przekłada się to na jego pojemność?
Oczywiście! Tutaj jest on ograniczony przez sporą tubę, a mimo to jest pojemny. Pod klapą bagażnika jest komplet oryginalnych kluczy, co jest charakterystyczne dla BMW z tamtego okresu. Po co są te narzędzia? Czy E24 się psuje? Nie. W latach osiemdziesiątych każdy kierowca był w stanie dokonać drobnych napraw na trasie, więc Bawarczycy ułatwili to swoim klientom.
Na tylnej klapie mógł przykuć Waszą uwagę emblemat L6.
Oznacza on, że całe wnętrze jest obszyte skórą. I to nie byle jaką, ponieważ bawolą. Jest to chyba dobry moment, żeby przejść do wnętrza.
Ale po 34 latach to pewnie nie jest w jakimś bardzo ładnym stanie, nie?
Nic bardziej mylnego. Samochód jest po kompletnej renowacji, co widać już z zewnątrz.
Nie jest to samochód w stanie muzealnym, a klasyk w idealnym stanie spersonalizowany przez właściciela. Z tego powodu jest tu radio 1DIN z wysuwanym ekranem, które o dziwo pasuje do wnętrza. Oryginalnie była tu zamontowana kierownica z poduszką powietrzną, ale zgadzam się z właścicielem, że ta pasuje o niebo lepiej. Nigdy nie byłem zwolennikiem jasnych wnętrz samochodów, ale tego, z tym lakierem, nie wyobrażam sobie z czarną skórą w środku. Jest pięknie!
O, proszę bardzo jak ładnie współgra z lakierem.
Drążek zmiany biegów chodzi w sposób delikatnie „leniwy”, ale precyzyjnie. Oddaje to klimat całego samochodu jako Grand Tourera. Elektryczne sterowanie szyb tuż przy nim to bardzo wygodne rozwiązanie, ponieważ i zmniejsza ilość kabli we wnętrzu i jest bardziej ergonomiczne.
Elektrycznie sterowane są również przednie fotele, a nawet zagłówki! To jest dopiero Ameryka!
Dźwigienka po prawej strony kierownicy (pod zegarami) służy do włączania świateł przeciwmgielnych, a po drugiej stronie w analogicznym miejscu jest identyczna, która włącza pozycyjne oraz mijania.
Od wewnętrznej strony słupków B ukryte są takie paseczki przypominające te z torby podróżnej, które ułatwiają wysiadanie pasażerom z tyłu. Właśnie, mimo sporych gabarytów (4755mm długości, 1725mm szerokości) siedzenia z tyłu są bardziej fotelami, niż kanapą. Dlaczego? Jest to samochód czteroosobowy, a tylne siedziska są wyprofilowane dosłownie jak fotele. Jedynym problemem tam jest brak miejsca na nogi na osób powyżej 170cm wzrostu. No chyba, że ktoś posadził tam kogoś wyższego za karę, ale sama możliwość przejechania się szóstką E24 jest nagrodą, a nie karą.
A jak to jeździ?
Jeździ bardzo dobrze.
Silnik M30B34 ma piękną charakterystykę pracy i zarówno moc, jak i moment obrotowy rozwija bardzo liniowo. Nie trzeba redukować biegu, aby dynamiczniej przyspieszyć, czy wyprzedzić, ale w obliczu takiego brzmienia:
to mimo wszystko i tak chce się wkręcić go na wyższe obroty (do filmu za kierownicą siedział właściciel).
Wiele samochodów GT prowadzi się lepiej na prostej, niż w zakrętach. Tu jest inaczej. Domeną BMW jest tworzenie samochodów dla kierowcy, więc i na serpentynach czerpie się z niego wielką przyjemność. Faktem jest, że zawieszenie jest miękkie i komfortowe, ale nie wpływa to negatywnie na stabilność toru jazdy.
Fotele we wnętrzu są miękkie i mięsiste, wręcz kanapowe, ale nie tak jak w W124. Rekin jest samochodem angażującym w jazdę, nie pozwala się nudzić. Jest to idealny pochłaniacz kilometrów, ale bardziej nadaje się w trasę, niż do miasta, ze względu na długość maski, która na ciasnych, miejskich zakrętach utrudnia manewrowanie (ale nie do przesady).
Podczas jazdy warto obserwować wskazania prędkościomierza, ponieważ w E24 prędkości nie czuć do tego stopnia, że da się uwierzyć, że wskazanie w milach na godzinę to tak naprawdę km/h. A tak nie jest
Manewrowanie uprzyjemnia zaskakująco gruba i mięsista kierownica wraz z mechanicznym wspomaganiem kierownicy, które opisywałem przy E34.
Dla kogo taki rekin byłby idealny?
Na przykład dla kogoś, kto jeździ na imprezy motoryzacyjne po całej Europie, albo po prostu robi duże przebiegi roczne, a ceni sobie komfort jazdy klasycznych samochodów. Nie jest to samochód tani w zakupie, ponieważ obecnie ładne egzemplarze (tak jak ten) kosztują około 100 tys. zł. Koszty utrzymania BMW są wysokie. Nie chodzi mi o same części, ale również o spalanie, czy ubezpieczenie. Jeśli ktoś ma wystarczający budżet i chciałby klasycznego, niemieckiego krążownika szos, to gorąco polecam. Jeśli miałby stać całe życie w garażu, a na imprezy jeździć na lawecie, to byłoby mi go szkoda.
fot. Hanna Rosińska