Alfa Romeo Giulia Veloce Ti Q4. Długa nazwa, czyli to ta wzmocniona?
Zgadza się. Zacznę od przypomnienia fragmentu mojego tekstu o Alfie Stelvio Veloce. Wspominałem tam, że Giulia Veloce jest mechanicznym bliźniakiem tego SUVa. Testowana przeze mnie luksusowa limuzyna Alfy Romeo posiada ten sam silnik, napęd oraz przekładnię, co wyższa siostra. Czy czymś się różni? Oczywiście! I nie mam tu na myśli samej stylistyki.
To co powiesz o ciekawych detalach, skoro Stelvio ma takie same i tam je pokazałeś?
Główną różnicą są felgi, ponieważ Giulia ma założone 17” z oponami zimowymi, ale letni setup ma identyczny, co testowane przeze mnie Stelvio.
Giulia sprawia wrażenie bardziej zwartej od Stelvio. Ma na to wpływ niższa sylwetka samochodu, ponieważ lampy, czy wzór zderzaka są takie same, lub bardzo podobne. Z przodu znajduje się również trójkątny grill, radar aktywnego tempomatu, czy delikatny splitter na dole zderzaka.
Maska posiada równie eleganckie przetłoczenia biegnące od górnej krawędzi maskownicy chłodnicy, a pod reflektorami znajdziemy wybrzuszenia.
Linia boczna samochodu jest i elegancka, i sportowa. Nadwozie jest niskie, zwarte, ale zaskoczeniem może być późno opadająca linia dachu. Faktycznie, patrząc przez pryzmat współczesnych samochodów, w których tył nadwozia aspiruje do miana „czterodrzwiowego coupe”, lub pochodnych, tutaj może sprawiać wrażenie przestarzałego. Oczywiście tak nie jest. Model ten jest na rynku od 2016 roku, czyli od niedawna, a późno schodząca linia dachu tworzy więcej miejsca nad głową.
Giulia bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła tym, że bez problemu usiadłem „sam za sobą” i mógłbym tam wygodnie objechać cały świat (ale jednak wolę prowadzić). Tylne lampy nie mają tak długiej, LEDowej obwódki, co Stelvio, ale mimo to wyglądają obłędnie. Okręgi świetlne w tylnych lampach sprawiałyby wrażenie luksusowych, a nie można zapomnieć, że Giulia ma jeszcze drugą stronę charakteru: jest to samochód sportowy. Taki zabieg stylistyczny nie pozwala na zapomnienie, że ten model łączy oba te światy w spójną, przyjemną rzeczywistość. Prezentowana Giulia nie posiada opcjonalnej lotki z włókna węglowego, dzięki czemu zbytnio nie rzuca się w oczy (chociaż stylistyka Alfy Romeo jest tak oryginalna, że każdy model rzuca się w oczy). Patrząc z tyłu z żabiej perspektywy widać spory dyfuzor, w którym umieszczono dwie rury wydechowe, które chyba są większe od tych w Stelvio. Patrząc bardziej z góry widać czarny dach. Co to oznacza?
Jest tutaj okno panoramiczne. Można je odsłonić albo otworzyć, a jazda z drugą opcją nie jest nieprzyjemna, ponieważ Giulia posiada windshota. Co to windshot? Jest to wysuwający się spoiler, który załamuje pęd powietrza tak, żeby nie tworzyło zawirowań we wnętrzu.
Z dachem lakierowanym na czarno pięknie współgrają lusterka boczne w tym samym kolorze. Czy Giulia wygląda na mistrza przestrzeni bagażowej? Nie. Czy nim jest? Jeśli mówimy o bagażach na wakacje dla czterech osób to tak, spokojnie wszystko się zmieści. Otwór załadunkowy nie jest duży, ale sam kufer sięga bardzo głęboko, dzięki czemu można tam zmieścić sporo toreb, walizek, czy wszystkiego, co wejdzie na wysokość.
Zanim przejdziemy do wnętrza warto odpowiedzieć na pytanie, czym różni się wersja Veloce Ti od Veloce? Czy te dwie literki Ti mają jakiś wpływ na cokolwiek? Owszem, mają. Dodaje to łopatki przy kierownicy dostępne standardowo (w Veloce wymagają dopłaty, ale naprawdę warto), czy fotele wraz z tylną kanapą wykończone nie tylko skórą, ale również alcantarą.
Wsiadając za kierownicę i pamiętając Stelvio łatwo jest zauważyć mnóstwo podobieństw, ale i różnic. Pierwszą i najbardziej widoczną jest wykończenie wnętrza włóknem węglowym. Jest go dużo i zostało polakierowane lakierem bezbarwnym (sam karbon jest matowy). Ten element nie pozostawia złudzeń, że mamy do czynienia z samochodem sportowym. Interesują Was inne różnice? Już pokazuję. Deska rozdzielcza jest bardziej pofalowana (w Stelvio to prawie całkiem prosta linia), a przeszycia nie są na samych krawędziach, tylko zostały delikatnie przesunięte ku górze. Na szczęście ich jakość na tym nie ucierpiała i nadal są one wykonane z dbałością o najmniejszą nitkę. Tunel środkowy jest prawie identyczny, co w SUVie, z tą różnicą, że jest wykończony włóknem węglowym oraz nad uchwytami na kubki nie ma klapki. Usunięcie zamknięcia dwóch wgłębień jest bardziej zabiegiem stylistycznym, ponieważ dzięki temu wnętrze samochodu wygląda bardziej surowo, a nie ma to wpływu na komfort użytkowania.
Pozostałe przyrządy, sterowanie przekładnią, czy system multimedialny są identyczne co w większej siostrze, więc zapraszam do tamtego tekstu po więcej szczegółów. W Stelvio prawa skrajna dysza nawiewu wyrasta z deski rozdzielczej, natomiast w Giulii jest otulona przez nią. Szczerze powiedziawszy bardziej odpowiada mi wnętrze SUVa, ale to tylko moje osobiste zamiłowane do kątów prostych (jak widać z wyjątkami – Alfy mi się bardzo podobają i zdania nie zmienię).
Obudź bestię do życia!
To stwierdzenie wydaje mi się trochę przesadzone, ponieważ charakter tego samochodu zależy od trybu jazdy. W „a” jest to spokojny połykacz kilometrów, który pozwala na sprawne wyprzedzenie, lub płynne włączenie się do ruchu. Tryb „n” pozwala na późniejszą zmianę biegów i nie ogranicza momentu obrotowego silnika, więc pozwala dokładnie na to samo co w „a”, tyle że szybciej. Bestia budzi się po wybraniu „d” jak „dynamic”. Teraz to już jest samochód, którego widok we wstecznym lusterku przegoni z drogi nawet najtwardszego króla lewego pasa. Sam wygląd samochodu budzi respekt na drodze (nawet przy spokojnej jeździe – płynnie wyprzedzając, inne samochody uciekały mi z drogi, a nie przekroczyłem maksymalnej dozwolonej szybkości). Jak jest odczuwalny tryb „d”? Najbardziej przy używaniu łopatek przy kierownicy. Samochód staje się jeszcze szybszy, dźwięk silnika zostaje wzmocniony przez fantastyczne nagłośnienie Harmann/Kardon (nie, nie brzmi sztucznie; tak, jestem audiofilem i zwracam szczególną uwagę na nagłośnienie). Podczas zmiany przełożeń przy pomocy łopatek skrzynia biegów potrafi szarpnąć i to jest właśnie charakter bestii. Oczywiście mógłbym się teraz rozpisywać o tym, jak Giulia osiąga 100km/h w 5,2s oraz może się rozpędzić do 240km/h (tego akurat nie sprawdzałem), ale to nie jest ekscytujące na tyle, żeby budziło większe emocje niż czytanie specyfikacji i porównywanie do swojego obecnego samochodu. Prawdziwa natura Giulii Veloce Ti wytworzyła u mnie nieodpartą chęć wyjazdu nią we włoskie Alpy. Dlaczego? Napęd AWD o nazwie Q4 ma działanie bardzo podobne do bawarskiego xDrive, czyli moc jest przekazywana na tylną oś, a w razie potrzeby dołączana jest przednia. To plus niski środek ciężkości oraz sztywne zawieszenie (w sposób sportowo-luksusowy, nie wybija plomb z zębów) sprawiają, że Giulia jest królową zakrętów. Prowadzi się cały czas równo po obranym torze jazdy, ciesząc kierowcę z tego, że może przejechać przez dany łuk szybciej niż konkurencyjnymi modelami oraz z tego, że fotele nie pozwalają mu na przesunięcie się na szybę w drzwiach. Jest to idealne połączenie, ponieważ genialny napęd w połączeniu z mocnym silnikiem i skrzynią, która doskonale rozumie zamiary kierowcy wraz z półkubełkowymi fotelami pozwalają na świetną zabawę podczas szybkiej jazdy na torze, oraz przepisowej na drodze. A przypominam, że jest to „cywilna wersja”, ponieważ nie posiada czterolistnej koniczynki na nadkolu, która od dawna oznacza najmocniejsze wersje Alfy Romeo (Quadrifoglio).
Dlaczego czterolistna koniczyna?
W czasie II Wojny Światowej Alfa Romeo produkowała silniki samolotowe. Jeden pilot namalował na swojej maszynie właśnie taki symbol w białym trójkącie, aby przyniósł mu szczęście. Życzenie się spełniło, ponieważ wrócił na ziemię, a w Alfie Romeo postanowiono tak oznaczać najmocniejsze wersje. Tę anegdotę pisałem z pamięci, więc może być klika nieścisłości, ale jakoś tak to było.
Ale czekaj, Giulia… Giulia… Nie było już kiedyś takiego modelu?
Owszem, była już Alfa Romeo Giulia. Produkowano ją w latach 1964-1978. Posiadała silniki benzynowe 1.3 i 1.6 o mocy od 83 do 102 KM oraz diesela 1.8 generującego 52 KM. Miała niecałe 3,5m długości, ważyła około 1000-1100kg, a przyspieszenie oscylowało pomiędzy 24s a 11s. Miała czworo drzwi, napęd na tylną oś oraz jedynie pięciobiegową przekładnię manualną. Co ciekawe posiadała silniki w układzie rzędowym, a nie bokser, z których Alfa Romeo słynęła.
Dobra, koniec tych historyjek!
Faktycznie, dzisiejszy tekst był pełen nawiasów i anegdot, ale było to spowodowane podobieństwem do ostatnio prezentowanego samochodu. Czas odpowiedzieć na najważniejsze pytanie:
Kto to kupi?
Każdy kto chce, ma fundusze i odwiedzi salon AUTO DIUG. Oczywiście nie trzeba mieć odliczonych 285tys. zł z małym okładem w gotówce, żeby wrócić do domu taką sportową limuzyną. Zawsze warto porozmawiać z osobą, która wie o czym mówi i doradzi zarówno konfigurację, jak i finansowanie, a takich ludzi nie brakuje w salonie AUTO DIUG. Nawet jeśli nie chcesz kupić Giulii, czy posiąść w różnych innych formach, bardzo polecam jazdę takim samochodem, ponieważ mało takich można już kupić fabrycznie nowych, a tutaj mimo nowinek technicznych czuć starą, dobrą szkołę robienia samochodów sportowych.
fot. Hanna Rosińska